Hejka. Nowa wyprawa a wiec nowy post. Zlosliwcy i ludzie mi zle zyczacy natychmiast mnie skontruja ze przeciez nie uzupelnilam poprzednich postow. No tak. To prawda :p. Ale wiecie co? Geniusza nie mozna popedzac. Albo ma on wizje i wole pracy albo nie. Nie mniej jednak teraz bardziej sie postaram. Chyba...
Spokojna podroz to nie domena Rudii a zatem wyprawa jak zwykle z przebojami. I to od samego poczatku.
Wyjatkowo rozpoczelo sie nie ode mnie a od moich wspoltowarzyszek podrozy. No wlasnie nie przedstawilam z kim bede sie przez te dwa tygodnie czochrac. Zaskoczenia nie bedzie. Padlo na Asie i Age. Aga jak zwykle jako trudno dostepna kobietka opierala sie do samego konca i kupila bilety jako ostatnia. W koncu ulegla. Ale to normalne przeciez mojemu urokowi nie mozna sie oprzec. Ma jednak bardzo madry i jakze rozsadny rozumek. To wcale nie bylo tak ze zawracalam jej non stop dupe marudzeniem. O nie. Wcale a wcale.
AGA
Z uwagi na to ze Aga kupila biety wlasciwie na 5 minut przed wyjazdem zmuszona byla leciec sama przez pierwsza czesc podrozy. Zatem jej lot byl do Istambulu z Berlina a nasz do Istambulu z Warszawy. Potem planowo wchodzimy razem we trojke na poklad samolotu do Kuala Lumpur.
Aga ma skarby w swoim domu. Na prawde. Bo ma alarm.Ja nie mam. Ale ja jestem biedna. Ot co. Ciulam na te wycieczki i ciulam. Normalnie zazdroszcze Adze. Ale nie tym razem. Jakiego trzeba miec pecha zeby wsiasc do busa do Berlina i dostac smsa z powiadomieniem o probie wlamania. Na szczescie to byl chyba falszywy alarm. Chyba...
NATALIA i ASIA
5.30 rano taksowka jade po Asie. Wsiada z rozbita glowa. Padly jej korki w domu. Ladne poczatki.....
Pociag do wawy. Przyjemny pusty i .....punktualny? Eeeee. Wolne zarty. 80 minut opoznienia i przedzial pelen NAUCZYCIELEK. Wyobrazcie to sobie. Nie tego nie da sie wyobrazic. Prawie 6 i pol godzin CIAGLEGO trajkotania. Uszczerbek na zdrowiu psychicznym gwarantowany. Ale przynajmniej wiem ktory uczen jest zdolny fajny i ktora kolezanka nauczycielka zle uczy.
W ramach rekompensaty za opoznienie dostajemy po wafelku. Dobre sobie. Podam ich do sadu. Z pewnoscia. Ale to juz po powrocie.
Godz. 12.40 Warszawa. Obsuwa zrobila swoje. Mamy malo czasu i pedem biegniemy po myry (autorska mazwa Rudii ringgitow malezyjskich tj. lokalnej waluty). Tylko w ktorym kierunku isc? Google maps jak zwykle klamie ale Warszawiacy nie sa tacy zli. Pomagaja biednym globtroterkom i wskazuja droge do celu. Trocha zaczynam sie denerwowac czy zdazymy na samolot
Kantor. Pierwszy i ostatni raz u tego pana. Nie dosc ze nie dalo sie zarezerwowac myrow z wyprzedzeniem to kurs jak po skurczybyku. Nawet 9 zl nie chcial spuscic. Niech go....Ale ale jeszcze trzeba znalezc bankomat zeby wyciagnac kase na myry. Shimatta coraz mniej czasu. Ale zdazymy na samolot. For sure. Przeciez jest 13.30 a wylot mamy 14.50
Asia mi mowi ze trzeba nadac bagaze godzine wczesniej bo nas nie wpuszcza na poklad..................................
Dlaczego mi to mowi teraz?????????????!!!!!!!!!!!
Cisnienie mam juz chyba ponad 200. Dopadamy przystanku. W najlepszym wypadku mamy za 11 minut autobus na lotnisko. Kurde nie zmiescimy sie w tej godzinie.
Czy to cud? Glupi ma szczescie? Autobus podjezdza 10 minut wczesniej. Troche mi ulzylo. Ale tylko troche.
Lotnisko. Wita nas pani z szerokim usmiechem.
Zdazylyscie w ostatniej chwili. Swiergocze radosnie.
Samolot spoznil sie 45 minut. No comment.
...................
Dolatujemy do Istambulu. Kurcze widok miasta noca z gory jest zachwycajacy. Istambul to piekna miasto. Musze sie tu kiedys wybrac. Teraz mamy "tylko" 6 godzin czekania na samolot do Kuala Lumpur. Ciekawe czy Aga sie denerwuje ze nas jeszcze nie ma.
Sms od Agi.
Gdzie jestescie zaczynam sie denerwowac!!? Hehehehe. Jestem wrozka.
Uffff spotykamy sie. Jest juz nas pelen komplet!
ARTUR
Smetnie snujemy sie po lotnisku. W koncu sie odprawiamy i grzecznie drepczemy do bramki. Mamy jeszcze troche czasu wiec dogorywamy na krzeselkach. I pojawia sie Artur.....
O dziewczyny!!! Jestescie z Polski?????!!!!! Krzyczy uradowany pan. Lat okolo 50 z brodka jak koziolek matolek.
Patrzymy podejrzliwie.
Prosze pozwolcie wyslac mi smsa do brata. Nie mam komorki. Blaga.
Patrze w kierunu sciany pod ktora siedzial i widze spokojnie ladujacy sie telefon. Co jest kurna.
Ma pan komorke.
Tak ale ta nie dziala. Kupilem ja teraz. Okradli mnie. Wszystkie karty kredytowe zabrali.
Ale sygnety na rekach i zloty zegarek to zostawili.
Rudia ma dobre serce (ktos ma watpliwosci?). Laskawie pozwalam skorzystac z mojego telefonu. Ale dalej jestem podejrzliwa. Na wszelki wypadek to ja pisze smsa.
Bracie wszystko w porzadku. Jutro bede w Warszawie.
Brzmi jak haslo albo kod. Hmmmmm....
Artur w ramach wdziecznosci przytargal na ciastka. Kurde tata mowil ze mam uwazac. Za przemyt narkotykow do Malezji grozi kara smierci.
Artur chyba czyta w myslach.
Zobacz. Zapakowane. Kupilem je wczoraj z Nepalu. O tu sa napisy ze z Nepalu.
Dobra wierzymy mu. Niestety Artur zdaje sie ulegl czarowi pieknych laseczek. Postanowil troche pomonologowac.
Dowiedzialysmy sie ze jest w drodze do Warszawy i zostal okradziony w Nepalu. Obecnie tam mieszka ale podrozowal po calej Azji. Byl nawet w Malezji. 8 lat mieszkal w Tajlandii i byl bogaty. Obecnie nie ma nic. Byla zona Tajka go oskubala. Poza tym przezyl trzesienie ziemi w tamtym roku w Nepalu.
Mowi troche dziwnie. Brakuje mu slow. Pobyt poza Polska zrobil swoje.
Dziewczyny jaki mamy teraz rok? 2016? Chyba? Nie dziwcie sie. Mieszkam w Nepalu. Tam maja 2072. Chyba......?
...............
Zegnamy sie z Arturem. Na odchodnym slyszymy
Jak spotkacie dziwnych ludzi Kuala Lumpur to pozdrowcie ich od Artura!
............
Ja p......... Chyba zostawie te ciastka na lotnisku.
Neszcze tylko 10 godzin lotu i bedziemy w Malezji.
Lot.
Mija spokojnie. Tylko czasami polska mala terrorystka drze sie niemilosiernie.
.............
Nad ranem drze sie bardziej.
Ten kto w koncu wpadnie na pomysl zbudowania osobnych linii dla matek z dziecmi powinien dostac Nobla. Osobiscie mu go wrecze.
Wiem. Jestem okropna :p.
Lecimy turkishem i jestesmy mile zaskoczone. Zarcie bardzo dobre, mila obsluga i hit sezonu - ruchome zaglowki. Nigdy wczesniej nie lecialam samolotem w krorym mozna odgiac i podwyzszyc zaglowek. Rewelacja! Smiem twierdzic ze tylko ten wynalazek pozwolil mi przetrwac atak terrorystki i przespac ladnych pare godzin. Dziewczyny tez sa padniete i spia.
Jestesmy na miejscu😃. Jest po 17 czasu malezyjskiego. Odbieramy bagaze i kierujemy sie w strone okienka dla taksowek. Taksowka przedplacona (jak nazwala to Asia) to fajna sprawa. Podaje sie adres liczbe osob i pani mowi jaki jest koszt. Po zaplaceniu dostajemy dokument potwierdzajacy dokonanie platnosci. Zadnych oszukujacych taksowkarzy ktorzy przewioza cie przez pol miasta. Szybko i sprawnie. Wchodzimy na zewnatrz
..............
O zesz/=!",_%÷468€&:!.?:!_!!!!!!!!!Ale CIEPLO!!!!!!Hehehe. Od razu micha sie cieszy!!!A wy tam sobie marznijcie:p.
Jedziemy taksowka do hotelu. Hmmm cos jest nie tak. Zdecydowanie hotel mial byc blisko. Mialo byc 6 km a nie okolo 20.
Pierwsze wazne spostrzezenie. Przed zabukowaniem hotelu/hostelu ZAWSZE sprawdzaj na mapce RZECZYWISTA odleglosc. Hotel podawal jako rzut beretem od lotniska. Taaaa jasne.
Na miejscu. Oszukali nas. Nie mamy sniadania. Zlego dobrego poczatki? Czy jak to tam szlo?
Lokalsi ciekawie zerkaja. Pingwiny tez. Pingwiny to kobiety w burkach/nikabach/itd. Kobiety w Malezji sa bardzo roznorodnie poubierane. Jedne chodza w chustach i w dlugich sukniach inne bez chust inne jeszcze sa zupelnie normalnie ubrane. Pelen koloryt.
Jestesmy padniete. I obzarte jedzeniem z samolotu. Nie mamy miejsca na zarelko z pobliskich jadlodalni. Zapraszaja nas usilnie usmiechajac sie szeroko.Niestety. Nie da rady tego upchac.
Ale miejsce na lyk polskiej wodeczki zawsze sie znajdzie. For sure.
Potrzeba nam tylko soku. Kupujemy mango. Oczywiscie nas orzneli. 6 myrow to prawie 6 zl. Taaaaa jasne. Wiadomo ze to za drogo ale macham reka. Niech im bedzie. Dzisiaj im odpuszcze. Ale tylko dzisiaj.
Lalala polska wodeczka nie jes zla.
Idziemy spac. Padamy na ryjki. Jutro nastepny ciezki dzien. Powrot na lotnisko i wylot do Mulu przez Miri. Tam zabawimy 3 dni w dzungli. Nastepnie czeka nas przelot do Kota Kinabalu i zdobycie najwyzszego szczytu Malezji. Nie wiem jak ja to przezyje. Na samo mysl juz jestem zmeczona......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz