Raniutko po piatej wstajemy. Dzisiaj i jutro mamy ciezki dzien. Zdobywamy najwyzszy szczyt Malezji tj. Kota Kinabalu. Dziewczyny sa padniete. Spalysmy w hostelu razem z 2 innymi dziewczynami. Przez cala noc slychac bylo chrapanie harkanie albo rozmowy telefoniczne. Masaka. Ale co tam bedzie dobrze!!! Damy rade bo kto jak nie my!!!!
Aha. Jasne.......
O 6 rano przychodzi po nas kierowca. Mamy wykupiona wycieczke z firmy Amajzing Borneo. Droga jak cholera. Kierowca zabiera nas pod brame parku gory KK. Jest to kawalek za miastem bo jedzie sie dwie godziny.
Po drodze kierowca zgarnia jeszcze 4 osoby. 3 kobiety i 1 mezczyzne. To Australijczycy. Na ich widok galy wychodza nam z orbit. Maja w okolicach 60 a jedna z kobiet to babulenka. Na oko okolo 70 lat.
Ha!!!! Takie dziadki ida na gore??!! To my nie damy rade???? Ta babcia to chyba niespelna rozumu jest. Badz co badz gorka ma ponad 4 tys. wysokosci.
Prych prych prych!!!
Z palcem w dupie tam wejdziemy. O to co!!!
Jasne.......
W samochodzie pstrykam fotke. Mial bardzo ciekawy znak zakazu. Uwiecznilam go na zdjeciu. Zakaz....plucia w pojezdzie......to mowi wiele o ich kulturze.
Dojezdzamy pod brame parku. Troche formalnosci i jestesmy ready. Zwarte i gotowe. Bedzie dobrze!!! For sure!!
Podchodzi do nas nasz przewodnik. Wejscie pod gore moze byc tylko rejestrowane i z przewodnikiem. Cala zabawa trwa az dwa dni. Ale o tym pozniej.
Wasaty.
Nasz przewodnik przynosi nam w plastikach zarcie na wspinaczke. Kurde plecaki mamy cale zaladowane. Nie ma gdzie tego zmiescic. Ja daje jakos rade ale dziewczyny musza zarcie wlozyc do reklamowki a nastepnie przytwierdzic do plecakow. Hmmm mamy chyba za duzo zarcia. Kupilismy batoniki nie wiedzac ze dostaniemy na starcie walowke. Nie jest to nam na reke bo to wiekszy ciezar.
Wasaty wyglada niepozornie. Ale chyba musi miec krzepe. Nie?
Rozpoczynamy wedrowke. Przed brama startu eidnieje tablica. Sa na niej rekordy WBIEGANIA I ZBIEGANIA z niej. Np 2 godz. 30 minut albo 3 godz. 15 minut.
To jacys mutanci???
Z nami idzie wiele innych osob. Australijczycy maja swojego turgajda.
Lalala ale fajnie ale przyjemnie. Sloneczko swieci. Jest fajnie. Wyprzedzamy australijskich dziadkow.
Idziemy caly czas pod gorke. To oczywiscie normalne.
Idziemy
Idziemy
Idziemy
O jest pierwszy stop. Mozna zjesc wypic i chwilke odpoczac. Wasaty ......w ramach przerwy pali papierosy. Jestesm zbulwersowana.
Idziemy
Idziemy
O jest pierwszy stop. Mozna zjesc wypic i chwilke odpoczac. Wasaty ......w ramach przerwy pali papierosy. Jestesm zbulwersowana.
Doganiaja nas dziadki. Chwile odpoczywaja. Ruszaja dalej w droge. Wasaty bawi sie komorka.
Po chwili.
Wasaty dalej bawi sie komorka
..........
..........
Bez zmian
........
Dalej bez zmian.
........
Dalej bez zmian.
Zaczynamy sie irytowac.
No w koncu. Ruszyl tylek.
Lalalala. Ale fajnie jest.
Hmmmmm caly czas pod gorke. A moze by tak troche plaskiego terenu? Potem znowu moze byc gorka a potem znowu plasko.
Nie. Caly czas jest pod gorke....
Drugi stop
Doganiamy dziadkow. Jemy. Wasaty pali i gapi sie w komorke.
Bez zmian w zachowaniu wasatego.
Zirytowana pokazuje mu idziemy dalej. Wstaje leniwie. Laskawiec.
Idziemy. Troche mi juz ciezko. Caly czas pod gorke. Kurde kiedy bedzie plasko. Trolltunga w Norwegii wygladala inaczej.
O zesz k......Zapomnialam kapelusza z drugiego postoju. Zale sie dziewczynom.
Asia:
Moze sie wrocisz? Nie jest tak daleko?
Moze sie wrocisz? Nie jest tak daleko?
Eee tam. Nie chce mi sie. Licze ze nikt go nie gwizdnie i wracajac go zgarne.
Asia z Aga sie smieja. Asia komentuje ze Aga dobrze mnie zna. Bo dokladnie przewidziala moja odpowiedz.
Hahahah. Za duzo przebywamy w swoim towarzystwie.
Kurde. A jak go nie bedzie jutro? Zwieje wiatr? Hmmmm nie bede wracac. Wiem niech wasaty zadzwoni zeby inny przewodnik po drodze go zgarna!!!!
Ale jestem genialna!!
Ekskjuzmi kuld ju....zaczynam i urywam w pol zdania. Za mna slysze gromki smiech. Dziewczyny wyja ze smiechu. Aga krzyczy do mnie.
Wasaty robi blagalne oczy. Nie czeka az dokoncze zdanie.
Eeeee arju tajred? Jes? Ju want stop?? Jes?? Pytam z nadzieja.
Nie. Odpowiadam. Nie jestem zmeczona. Zostawilam moj kapelusz i chcialabym...
Natalia!!! Krzyczy Aga.
Odwracam sie.
Moj kapelusz....spokojnie dynda przywiozany do plecaka Agi. Dziewczyny caly czas sie smieja.
Odgrazam sie im. Zapowiadam zemste. Tym razem na pewno!!!
Idziemy. Idziemy. Idziemy. CALY CZAS POD GORKE.
Zaczyna mnie to wkurwiac. Nie moge juz zlapac oddechu. Jestem czerwona. Na przystankach ledwo zyje. Zaczynaja bolec mnie plecy. To od plecaka. Dziewczyny tez sa zmeczone. Ale nie tak jak ja. Kurde to niesprawiedliwe. Dlaczego one mniej cierpia??
Po drodze mijaja nas grupki ludzi schodzacych juz z gory. Zadowoleni. Usmiechaja sie. I z czego oni sie tak ciesza??!! Kurka wodna.
Kto mnie namowil na ten debilny pomysl wejscia na najwyzszy szczyt Malezji????
......aha to ja sama ostatecznie podjelam te decyzje.
Chyba bylam nacpana. Znowu mnie oszukali. Na stronie pisali ze to gorka dla kazdego. Ta. Jasne.
Jest co raz gorzej. Mija mnie turysta schodzacy w dol. Patrzy na mnie. Good luck to juu. Stwierdza litosciwie.
......no comment. Mogl se darowac. Dobrze ze Australijczycy sa za nami.
Po drodze pewne grupy wyprzedzamy. Nie jest zle. Nie jestesmy cieniasami. Ale jest coraz gorzej. Ze mna. Ledwo dycham. Wyrwalam na poczatek. I teraz mam. Pocieszam sie. Przewodnik ledwo dycha. Ciagnie sie za nami w oddali.
To w ogole skandal ze on pali. Od czasu do czasu poharkuje i rzezi. Bez przesady. Az tak szybko nie idziemy.Sa inni lepsi od nas. Jakim prawem on ma papiery turgajda?
Dziewczyny stwierdzaja ze jest z lapanki. Zgadzam sie z nimi. Na 100 %.
Czas sie wlecze.
Zaliczamy kolejne stopy. Na kazdym wasaty pali. I zgadnijcie co jeszcze?
Zaliczamy kolejne stopy. Na kazdym wasaty pali. I zgadnijcie co jeszcze?
Tak. Bawi sie komorka. Porazka.
Po drodze spotykamy pare. Oni byli rowniez w parku Mulu.
Czuje ze padne. Jest co raz gorzej.
Podczas marszu ulozylam piosenke. Tak dla dodania sobie animuszu. Spiewam ja sobie na glos.
Oto jej tekst. Nie jest skomplikowany:
Kurwa mac ja pierdole kurwa mac ja pierdole.
Co mi tam. I tak mnie nikt nie rozumie.
Pare godzin pozniej??? Pol wiecznosci?
Potykam sie co raz bardziej. Wlecze sie juz. Droga jest koszmarna. Caly czas pod gore. Jak sie okazalo ta droga ma tak wygladac od poczatku do samego konca. Bite 6 km!!! Porazka. Mowilam juz ze jestem kretynka? To oficjalne. I ja za ten masochizm place. I to nie male pieniadze.
Sa sprytniejsi. Glownie kobiety. Maja specjalnych pomagierow. Nosza im plecaki.
A propos pomagierow. Podczas naszej wedrowki mijamy tragarzy. Widok ktory bede pamietac do konca zycia. Drobni chlopcy lub panowie.....dzwigajacy paczki rzedu ....kilkunastu kilogramow. Spoceni. Obwieszeni ladunkiem. Zgieci w pol. Obwiazani sznurkiem razem ze swoim ciezarem. Sznurek zahacza o ich czolo. Potworne.
A wiecie co nosili w tych paczkach??
Zarcie dla nas. Dla turystow. Tam wszystko wnoszone jest przez tych ludzikow. Jak znam zycie placa im grosze.
Wasaty troche nadgonil. Pewnie dlatego ze ide juz prawie na czworakach. Dziewczyny tez sa zmeczone. Aga wyraza watpliwosc czy damy jutro rade kontynuowac wejscie.
Niech wchodza. Ale beze mnie. Ja sie juz chce polozyc....najlepiej do grobu.
Slonce grzeje jak na pustyni. Podziwiam pingwinki. One tez wchodza. Jak one daja rade w tych swoich chustach???
Na jednym ze stopow spotykamy turystke. Zrobila cos sobie z noga schodzac z gory. Zamowili dla niej specjalnego pomagiera. Dzwigal ja na swoich plecach. 1 km to 300 myrow. Dla mnie to grosze. Azjatka choc mala ma peeelne ksztalty.
Biedni pomagierzy :((.
Nastepnych 1000000 godzin dalej.
Ciagnie mnie juz tylko ambicja. Sila woli. Nic wiecej.
Mijamy kolejny przystanek. Nie zatrzymujemy sie na nim. Jak sie zatrzymam nie pojde juz dalej.
Pozwe wlascicieli amaizing borneo. Maja to jak w banku. Oszukali nas. Glupi Malezyjczycy.
..........
..........
..........
..........
..........
..........
W KONCU JESTESMY NA MIEJSCU!!!!!!
Znaczy zeby nie bylo nieporozumien. Dzisiaj to byl dopiero pierwszy etap naszej wspinaczki. Tak tak. Jutro nastepny. A wiecie o ktorej godzinie mamy wymarsz?
O 2.30......w nocy.
Tak wiem. Jestem nienormalna. Mea culpa. Emejzing Borneo. Fuck Borneo
Po przyjsciu do hosteliku.
Niespodzianka. Jestesmy.....pierwsze??? Tak! Znaczy byli inni szybsi ale sa w innych budynkach. W naszym baraczku jestesmy pierwsze. Od razu czuje sie lepiej.
Po chwili. Wchodza Australijczycy. Wraz z nimi australijska babcia. No comment......
Nasza grupa jest specjalna. Wszyscy ktorzy spia w baraku to idioci. Po wejsciu na szczyt beda wspinac sie na skalkach.
Spokojnie. My nie. Az tak walnieta nie jestem. Dla nas zabraklo po prostu biletow dla normalnej grupy. Wiec wsadzili nas do jednego wora z szalencami.
Jestem zaskoczona. Kobiety stanowia polowe samobojcow. I nawet sa pingwinki!!
Zara zara. Australijczycy tez ida? I australijska babcia tez????? Nie wierze.
Ktos jest jednak glupszy ode mnie. Tak wiem. Niektorym osobom trudno w to uwierzyc. Ale jednak.
Oni wszyscy sa jacys dziwni. Jako jedyne idziemy sie myc.
W jadalni trwa przeszkolenie co do wspinaczki. Dobrze ze nas to nie dotyczy. Padamy na ryjki. Po jedzeniu robimy sesje zdjeciowa. Wszedzie pelno chmur. To taka wysokosc. Pare metrow nizej grupka chlopakow gra .....w siatkowke. Siatkowka w chmurach. Skad oni maja jeszcze na to sile?? To cyborgi.
Dziewczyny ida spac. Jest po 19. Ja mysle o moich czytelnikach. Wyprowam sobie flaki zeby cos napisac. Jak umre to bedzie wasza wina.
Spimy w pokoju z koalami. Znaczy sie kazdy probuje. Nikomu sie to nie udaje. Koalom tez nie. Wychodza skutki nadmiernego picia wody. Latam w nocy 6 raz do lazienki. Szlaczek by to trafil.
Okolo 2 w nocy. Wstajemy. Wszyscy nieprzytomni.
Podsumowanie 1dnia: start na wysokosci 1.900 m. 6 km w gore z plecakami. Spoczynek na wysokosci 3.300 m. Czas: 4.5 godziny na 5-6 przewidywane przez amajjzing (fak) borneo.
Drugi etap: 2.30 w nocy wyruszamy ponownie. Najpier 1.600 m do czekpointa potem dalsze 1.200 do szczytu. Caly czas pod gore. Przewidywany czas dotarcia 5.00 do 5.30 na wschod slonca.
Obym to przezyla. Aniele strozu help....
Bylabym zapomniala. Jako jedyna nie mam latarki. Nie pomyslalam zeby ja wziasc. Wiem.....no comment......
Dajesz Chrupeczka. Kocham Cię za zaciętość :). Super baby jesteście :).
OdpowiedzUsuń