Translate

poniedziałek, 25 maja 2015

Dzień 12: Czyli Osaka miasto jednego fajnego zamku i podrobek Louis Vuittone, sekushi lady oraz promem do gorących źrodeł!!!

Opuszczamy Koyasan. Tym razem obylo sie bez ekscesow transportowycn i robimy wszystko zgodnie z procedura. Nasz nastepny przystanek to Osaka, miasto, z ktorego bierzemy prom i plyniemy na nastepna wyspe archipelagu Japonii tj. Kiusiu, a dokladniej do miasta Beppu.

Plan jest posty. Dworzec kolejowy w Osace, zrzutka bagazow do szafki, kupno jednioniowego biletu na metro, zobaczyc co sie da i wieczorkiem na prom do Beppu.

Jestesmy na dworcu w Osace i jak zwykle nie wiemy, w ktorym kierunku isc. Jak zwykle kogls sie pytamy i jak zwykle trafiamy tam gdzie trzeba.

I jak zwykle mamy klopot przy automacie z biletami. Na nasze usprawiedliwienie powiem, iz jest on jeszcze inny od dotychczas spotkanych i nie ma wersji po angielskiej. No ale jest instrukcja. Taaa ale i tak sobie nie radzimy (instrukcja jest do bani bo przeciez nje my).

 Nagle jak za automatycznym pociagnieciem czarodziejskiej rozdzki pojawia sie ....pan pomocnik. Jest to pracownik metra, ktory z tego co sie zorientowalysmy, ma sluzyc pomoca biednym turystom szczegolnie gajdzinom. Pan wszystko sprawnie nam tlumaczy i co najwazniejsze proponuje bilet weekendowy (wtedy byla sobota) z 3 przejazdami!!! Czyli jest jeszcze tanszy i ze znizka na obejrzenie zamku w Osace. Niestety jest jeden problem. Pochopnie kupilam juz jakis bilet i teraz co ja mam zrobic?? No problemu mowi pan i stuka w scianke nad automatem. Nagle nie wiadomo skad otwiera sie okienko i pojawia sie glowa jakiego Japonczyka. Pomocnik zwraca mu moj bilet i odbiera od niego pieniazki. Ale sprytne! Jestesmy szczesliwe, pan jeszcze bardziej. Kupujemy bilet. Powinnysmy sie z tymi 3 przejazdami wyrobic nie?

Jasne....

Juz po 5 minutach zauwazamy, iz nie wystarcza nam te 3 przejazdy. Trudno albo dokupimy normalne bilety albo jeszcze raz weekendowka.

Bagaze zrzucone, jedziemy metrem i wysiadamy na stacji bialego zamku. Ale najpierw sniadanie. Nie dajemy juz rady. Burczy okrutnie nam w brzuchach. Nie mamy sil szukac japonskich knajpek wiec sie poddajemy i wchodzimy do pierwszej lepszej cafe. Kawiarenka jest na wypasie i oczywiscie ......w stylu europejskim. Oni maja bzika na punkcie restauracji, kawiarni na styl gajdzinow. Zaczyna mnie to juz dobijac.

Dobita jestem juz kompletnie gdy przychodzi moje zamowienie. Nalesniki po hamerykansku (oczywiscie) z dwoma kawalkami bialej czekolady. A przynajmniej na zdjeciu tak to wygladalo. W rzeczywistosci to byly .....dwie kostki masla. No comment. Spadamy stamtad szybko.

Idziemy do zamku. Po drodze dokonujemy nastepnych spostrzezen. Louis Vuitton. Po prostu wszedzie. Torebki, portfele, plecaki, torby na kolkach(!). Wszedzie i kazda Japonka to ma. Gosia twierdzi ze to podroby bo to drogie. Uwaza ze maja tu fabryke podrob albo przywaza z innych czesci Azji. Ja sie nie znam. Nie jestem modna wiec jej wierze :p.

Zamek. Nawet ladny. Z zewnatrz. W srodku stado rozwrzeszczanych......Chinczykow (again). A jakze. I nic ponadto. Aha jest jeszcze panorama na miasto. Brzydkie jak cholera. Sa jeszcze ogrody przyzamkowe. Wolne zarty, kawal boiska z trawa i chwastami. Poczulam sie troche jak w Polsce bo byly mlecze. I za to dalysmy tyle kasy????

 Znowu nas oszukali.

Na dziedzincu przed zamkiem popisy. Mezczyzna wskakuje na deseczke, ktora jest ulozona na jednym waleczku. Caly czas sie husta i drze do publiki, ktora ochczo przypatruje sie jego wyczynom. Nastepnie pan bierze jakies male hula hop i przeklada przez nogi. Potem zacaga to na glowe caly czas przy tym krzyczac. Oczywiscie stoi ciagle na deseczce na walku. Gosia ma dosc popeliny, ja czekam z nadzieja ze moze sie jednak wy$3+&%$#;:56,+li. Nadzieja matka glupich. To profesjonalista. Wiem. Jestem straszna. Tak zle zyczyc blizniemu.

Potem zaczepia nas jakis dziadek (odziisan). W ogole w Japonii duzo dziadkow na nas czatuje. Spindalamy.

Idziemy dalej. Marudze, ze na widokowkach z zamkiem jest fajne miejsce ze stawem, kwiatkami i widokiem na rzeczony zamek. Ale gdzie to? Gosia psim swedem znajduje to miejsce. Mowie jej ze sukces ma dwje matki bo gdyby nie ja to by nie wiedziala, ze jest takie ladne miejsce. Jakos nie zgadza sie ze mna. Nie wiem dlaczego.

Jest pieknie. Robimy sesje fotograficzna. Duzo zdjec z zameczkiem w tle i z nami. Przyglada sie nam odziisan. Goska ostrzega ze mam z nim nie gadac bo wyczesze mi z baski. Ona ma juz traume od tych dziadkow. Powinna sie cieszyc. W Koyasan jakis dziadek wpadl na misternie poukladane przez mnichow swiete kamienie, burzac ustalony porzadek. Tak sie na nia zapatrzyl. Krzyczal jeszcze bjutiifurrruu.

Dziadek przystepuje do ataku. Proponuje, ze zrobi nam fotki i ze jestesmy jak modelki. Grzecznie odmawiamy. Dziadek jest cierpliwy i spokojnie czeka na swoja szanse. Jak sep na ofiare. Namawiam Goske zeby dac staruszkowi chwile szczescia. Zgadza sie ale mam z nim nie gadac! Bo sie przyczepi.

Pan jest szczesliwy. Przeszczesliwy. Robi jedno, drugie, trzecie itd.....zdjecie. Ufffff ale on jest zmotywowany. Dziekujemy za zdjecia. Pan oczywiscie wszystko musi wiedziec jak gdzie z kim. Ciekawscy sa strasznie, oj strasznie. Na koniec odziisan stwierdza, iz nasze wlosy sa boskie i ze jestesmy sekushi lady. No ba!!!!!

Fajny byl ten dziadek. Stwierdza Gosia.

Chyba juz jej przeszla trauma bo jest sekushi lady.

Ale jedno trzeba powiedziec, ma dziadek smykalke do fotografii. Zdjecia wyszly swietne!!!!

Wracamy na stacje metra. Oczywiscie gubimy sie. Potem nie mozemy odnalezc szafek z bagazami. Potem szukamy zarcia. Oczywiscie jemy juz przy terminale na prom w .......europejskiej knajpce. Grrrrrr.

Jedzenie bylo straszne. Dla odmiany tym razem to ja naciskam dziwny przycisk przy stoliku, ktory okazuje sie byc oczywiscie przyciskiem do przywolania kelnera. Watashi wa baka desu. Przy wyjsciu z rzezni Gosia nie wytrzymuje i podchodzi do Japonek, ktore kroja mielonego kotleta lyzka i instruuje ich jak maja jesc nozem i widelcem i do czego sluzy lyzka.

Prom. Najtansza klasa, bez luksusow ale i tak jest super!!

Na promie full zarcia japonskiego w automatach i w restauracji. A zeby ich tak %$#245:;=><#$.

Oczywiscie wszyscy chodza w kapciach. Ja to olewam. I tak ciagle wlaze gdzies z buciorami bo zapominam, ze nie mozna. Gosia ciagle mi o tym przypomina. O tym i o innych jeszcze rzeczach typu: gdzie masz komorke, gdzie schowalas bilet, nie wyrzucilas chyba biletu!!!???Zostawilas komorke w kiblu!!??Znowu!!!??

Dobra. Przyznaje sie. Kilka razy zostawilam telefon w lazience w kabinie. Bo ciagle robie dokumentacje fotograficzna o japonskich kiblach. No odkladam. Ale zawsze sie wracam:-) . Przynajmniej do tej pory.

Wszystkie wazniejsze rzeczy nosi Gosia. Ja nie potestuje. Juz nie.

.......

Jemy nasze wczesniej zakupione kanapki (&%$32#688;:=%&) i gapimy sie w okno holu. Za nami chlopak okupuje jedyny wolny kontakt i oglada anime na lapku. W tle koles cyka nm bezczelnie fotke. Dobra. Niech ma. Wazne, ze nie jest to odziisan,

W nastepnym odcinku w duzym skrocie:

Beppu stolica japonskich onsenow czyli dziura zabita dechami, dzielnica burdeli i pierwszy onsen, basen ah ten wspanialy ......basen???????!!!! O tym, ze przewodniki sa sponsorowane.

1 komentarz:

  1. Cała Rudia - jedni idą w prawo, Rudia w lewo, jedni zakładają papcie, Rudia w buciorach:-))) No, ale bez tego Rudia nie byłaby sobą:-)))
    Zdjęcia piękne:-)
    AJG:-)

    OdpowiedzUsuń