Przystanek autobusowy nie jest daleko, a dodatkowo znajduje sie on na przeciwko naszego kochanego Starbucksu wiec jest latwy do zlokalizowania. Ale trzeba byc czujnym.Licho nie spi. Mamy tyle przygod transportowych, ze nigdy nic nie wiadomo.
Grzecznie czekamy na swoj autobus. Jakis podjezdza wiec profilaktycznie do niego podchodze mimo, ze jeszcze jest za wczesnie. Ale ich autobusy potrafia byc za wczesnie. Japonczycy sa jednak caly czas czujni i swiadomi obecnosci gajdzina dlatego bardzo szybko reaguja aby bron Boze nie stala mu sie jakakolwiek krzywda. Tym razem tez tak bylo. Nie nie nie to nie wasz autobus. Krzycza. Ok. Zapytalam tylko wczesniej czy na pewno z tego przystanku odjezdza autobus do Kagoshimy a oni juz wszystko zanotowali w swoich malych glowkach (to nie obrazliwe tylko sa bardzo drobnej budowy). Dziadki czuwaja nad nami. Jak zawsze.
Wsiadamy, jedziemy. Podroz do Kagoshimy trwa jakies ponad 4 godziny. A wlasciwie dluzej bo trzeba sie przesiasc na inny bus. Najpierw zatem jedziemy do Fukuoki, a potem przesiadamy sie do Kagoshimy. To troche karkolomny przejazd bo wlasciwe robimy caly objazd wokol wyspy Kyushiu. W lini prostej to rzut beretem ale sa gory wiec nie ma mozliwosci przejechania trasy w inny sposob jak nie okrazajac wyspy. Mimo to taki przejazd jest tego warty. Widoki bezcenne. Wszedzie gory i tunele w nich wydrazone. Przepiekna jest wiosna w tej czesci Japonii. Wlasciwie to nie wiosna tylko regularne lato. + 25 stopni. Upal jednym slowem. Jedziemy.
Na biletach mamy czas dojazdu do Fukuoki oraz chyba przystanek gdzie wysiadamy. Chyba bo Gosia oddaje bilety kierowcy i nie pamietamy gdzie mamy wysiasc. Ale pamietamy godzine:-) .
To chyba juz, mamrocze niepewnie. Cos tam belkotali przez megafon. Kurde Gosia wstajemy bo chyba ten przystanek. Nagle sie podrywamy bo widzimy, ze kierowca zaczyna dalej jechac. W Japonii jest tak, ze trzeba nacisnc przycisk aby utobus sie zatrzymal, inaczej mozna nie wysiasc. Ewentualnie trzeba podejsc do kierowcy aby pokazac mu, ze sie wysiada.
Podrywamy sie nagle. Dziadek pasazer jest zawsze czujny. No no no, macha w nasza strone. Aha to nie tu. Kierowca rusza dalej. Ale cos sie nam nie zgadza. Szosta klepka jednak dziala. Pokazujemy bilety dziadkowi. Aaaaaa krzyczy nagle przerazony. Not airport???"!!!A kto mu mowil, ze na lotnisko. Sam sobie tak wymyslil. Dziadek macha lapkami do kierowcy i krzyczy zebe zatrzymal autobus, ze chcemy wyjsc. Jak zwykle robimy widowisko. Kierowca z troche nadeta mina staje i ......zaczyna jechac do tylu. Powiem szczerze, ze troche tak przejachal na tym wstecznym. Gosia widzac jego wygibasy malo zawalu nie dostaje. Normalnie cud, ze nas nie olal. Uffff udalo sie. Klaniamy sie pas dziadkowi. Oni jednak nad nami czuwaja. Dziadek pokazuje na kierowce. Ryjemy nosami przed kierowca. Usmiecha sie jest zadowolony. Uffffff. Mamy szczescie. Jak zwykle.
Czekamy godzinke na nasz nastepny autobus. W miedzyczasie stacja i wc. Tym razem dla odmiany w toalecie sa rozowe nalepki z kibelkiem, a wokol kwiatuszki. Bez kitu ten kraj kocha roz.
Wsiadamy, jedziemy. Cudowna pogoda. Dojezdzamy do Kagoshimy.
Kagoshima to nasze miasto tranzytowe jak Osaka. Nie jest ono szczegolnie ciekawe ale nie jest tez jakies brzydkie. Jestesmy tam po 15 popoludniu. Spimy w hosteliku i wczesnym rankiem plyniemy promem do Yakushimy tj. glownego celu naszej wyprawy do Kyusiu. Gosia jest cala szczesliwa bo hostel jest blisko przystanku autobusowego, na ktorym wysiedlismy. Yeeeee nie trzeba tachac naszych tobolow.
Robimy szybko zakaterowanie i wypuszczamy sie w miasto. Trzeba szybko znalezc punkt informacji turystycznej zeby dowiedziec sie o promy, wziasc mapki po Yakushimie i takie tam. Potem zarcie. W brzuchach nam burczy z glodu.
Informacja turystyczna jest blisko bo na stacji kolejowej obok naszego noclegu. Wchodzimy i podchodzimy do ladnej Japoneczki. Jest wyraznie zestresowana spotkaniem z potworami z Loch Ness. Jezyk sie jej placze i nie moze sie wyslowic. Ale jest mila i pomocna. Ma dobre checi. Niestety dobrymi checiami pieklo jest wybrukowane jak kazdy z nas wie.
Mamy rozkald promow, ceny. Super. Mowimy, ze fajnie byloby znalezc przewodnika po Yakushimie, zeby zawiozl nasze cztery litery po wysepce. Mamy tam tylko 2 dni i nie damy rade wszystkiego obskoczyc, a jest tego do zwiedzania. Pani nie rozumie co do niej mowimy. Local guide with a car powtarzamy around island. Dalej nie rozumie tylko podstawia nam pod nos wycieczke autobusowa.
Ok. Odpuszczamy. Bjerzemy wycieczke. Pani jest zadowolona. Robi nam rezerwacje i tlumaczy co i jak o ktorej godzinie.
Dobra teraz najwazniejsze. Bilety na prom. Czy mozna dzisiaj kupic. Pytamy i gdzie. Z doswiadczenia wiemy, ze to raczej niemozliwe, zeby dzisiaj je dostac, bowiem oni tu wszystko zamykaja o 16-17 (za wyjatkiem knajp). Wiec nie zdazymy. Ku naszemu zdziwieniu pani odpowiada, ze ok. Otwarte jest do 8 wieczorem. Really??????? Wzdychamy ze zdumieniem. Superrr!!! Jedziemy po bilety!! Autobus? A z peronu 5? Tak?. Ok baj baj.
Peron 5. Podjezdza jakis autobus. Napis ma do portu. Wsiadamy. A mam jakies niejasne przeczucia ale zajeta jestem rozmyslaniem o czym innym.
Jedziemy prawie 45 minut. Ok wysiadamy. Na odchodnym pytamy sie kierowcy gdzie tu drugi przystanek powrotny. Macha co w kierunku przeciwnym. Belkoce.
Ok. Port. Hala. Bilety. Ja juz prawie jestem pewna, ze to nie tu. Nigdzie nie widze napisow Yakushima. Stoimy grzecznie w kolejce. Ja juz sie zastanawiam gdzie jest przystanek powrotny.
Podchodzimy do okienka. Wysylaja do nas specjaliste od gajdzinoww, tj.sapera. Reke daje sobie uciac, ze to jakis menager tego przybytku. Saper nie za dobrze wlada engrishowym jezykiem. Generalnie sprawdza sie zasada, ze na wypizdziewach tj. im dalej na poludnie od Tokyo tym dramatyczniej ze znajomoscia englisha. Dobrze, ze ja cos kumam po marsjansku.
Pan nam zawziecie tlumaczy, ze to nie tu. Ze to zupelnie inny kierunek. Tu jest port. A my mamy isc na terminal dla promow. A to nie to samo? No jak widac nie. Nawet nam mapke wydrukowal i i przyniosl. W takich momentach czuje sie jak VIP. Very invalide person. Serio. Nawet czesto korzystam z kibli dla niepelnosprawnych bo przeciez my takie troche jestesmy uposledzone w tym ich kraiku. Wiec te kibelki sa dla nas.
Dobra. Kumamy. Przyjechalysmy na darmo. Musimy wrocic. Ok. Gdzie jest przystanek powrotny????
.......
Pan robi dziwna mine. Eeeeeee. Bust stop????????No only taxi.
WTF?. Ze co???Jak to. To przyjechac tu mozna ale juz wrocic nie???
No onliiii taxi. Tlumacze mu jeszcze raz po nihongielskiemu bo moze nie rozumie.
No onliii taxi.
Chyba ich pogielo. Co za miasto. Macham reka i wychodzimy. Godzina w plecy. Na szczescie mamy czas. Na bank jest ten przystanek powrotny. Spytamy sie jakis ludzikow.
Na dworze. Ani widu ani slychu przystanku. Pytamy. No onliiii takushi. ......
Poddajemy sie. Gdzie ta taksowka.
W taksowce. Yesss onlii takushi. Nie wieze wlasnym uszom. Gdzie ja jestem?? W jakim kraju nie ma powrotnych autobusow? To jak oni wracaja do miasta. Maja zajezdnie w morzu czy co??
Pan nas zawozi w dobre miejsce. Caly czas sie z nas smial. Pytam o powrot z terminala jak juz zakupimy bilety.
......only takushi.
Jaja se robia czy co.
Office ticket na terminalu. Spoko dajemy rade, biuro jest przeciez czynne do 8 wieczorem, a jest dopiero po 18.
Dobra jakkes jedno okienko jest otwarte. Podchodzimy. Two ticket to Yakushima. Ashita.
No only bus tkcket ( na terminalu dla promow!!!). Ok wher zatem?? Its crrosed. Slyszy Gosia. Ja nic nie slysze, jestem przygluchawa. A wlasciwie slysze ale moj umysl odmawia przyjecia takiej informacji. Odmowa dostepu. Blokada bezpieczenstwa i zdrowia psychicznego.
Wher crossed? Zapytuje Gosia. Ja mam dalej blokade bezpieczenstwa. Crolsed. Odpowiada pancia z uporem. Ok but wher??? Drazy Gosia nieswiadoma tego co ja juz wiedzialam ale nie dopuszcalam do swiadomosci.
Its closed??? Yes? Zapytuje. Yes nr 2,3,4 windows is croseld. Odpowiada. Gosia dalej pyta. Wher???Jej blokada zdrowia psychicznego jest naprawde silna. Podziwiam ja.
Znowu nas oszukali. Tym razem babka w informacji turystycznej.
...........
Czy jutro z rana kupimy bilety. Pytam? Tak odpowiada grubaska. Jest tego pani pewna. Naciskam. Nie. Odpwiada.
Rece opadaja.
Najlepiej zrobic rezerwacje telefoniczna mowi. Ok. Pomoze nam pani zrobic taka rezerwacje przez telefon?? Pytam grzezcnie. Yessss. Ok , wyciagam swoj telefon i podaje go grubasce. Nie rozumie o co chodzi. Make reservtion. Noooooo, krzyczy jak oparzona. Odmawia pomocy biednym gajdzinkom.
Rece opadaja.
I tak wyglada tu u nich angielski.
O dziwo jest przystanek autobusowy powrotny. O dziwo. Tu jest a tam nie mogli zrobic??
Wieczor. Trafiamy do naprawde za.....istej alejki z japonskim zarciem. Full roznych knajp. A najlepsze jest to, ze jest informacja turystyczno-zarciowa i mozna wiedziec co gdzie w jakim lokaliku jest. W przyplywie geniuszu pytam sie o okonomiyaki. Aaaaaa jest. Idziemy, znajdujemy. Pozeramy. Okonomiyaki to cos zupelnie nieznanego w Polsce. Trudno to opisac ale to pewien rodzaj nalesnika albo inaczej zwany jest japonska pizza. Jest ono zrobione z ciasta nalesnikowego, makaronu oraz rybki i warzyw. Wszystko polane lekko slodkawym sosem. Podsmaza sie to na rozgrzanym blacie. Rewelacja mowie wam. Gosi malo co nie wychodza oczy z orbit. Takie to dobre. Zezarlysmy po dwa. Wytaczamy sie z przybytku rozkoszy. Czyli jak zwykle. Po powrocie do Polski sprobuje cos takiego zmajstrowac.
Ranek dnia nastepnego. Wsiadamy na prom i plyniemy przez 2 godzinki. Naszym oczom ukazuje sie przepiekna wyspa Yakushima a wraz z nia .......przygoda o jakiej nie snilysmy. Ale o tym w nastepnym odcinku cudownej podrozy:-) .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz