Dzisiejszy dzien rozpoczelysmy bardzo spokojnie i na duzym luzaku. W planach mialysmy zwiedzanie ogrodow cesarskich, dzielnicy Akihabary, Shinjuku oraz Shibui. Ogrody jak ogrody ciekawe za bardzo nie byly wiec nie ma co o nich za nadto pisac. Na dalszy plan poszla Akihabara tj. mekka otaku (fani mangi i anime), gier masci wszelakiej oraz elektroniki. Akihabara slynie z kolorowych neonow, plakatow z postaciami z mangi i z anime pokrywajacych cale budynki od gory do dolu.Zasadniczo kazdy fan japonskiej popkultury musi obowiazkowo przynajmniej raz w zyciu zobaczyc te dzielnice. Miejsce to zwane jest takze "elektronicznym miastem" z uwagi wlasnie na kult elektroniki. Po wyjsciu z metra na stacji Akihabara pierwsze kroki skierowalysmy jednak nad rzeke aby zjesc w spokoju kupione w przydroznym sklepiku pysznosci z ryzu.Nie znam dokladnych nazw tych specjalow ale trzeba przyznac, iz Tokijczycy sa doskonale przygotowani na turystow, bowiem nie dosc, ze oznaczenia w metrze sa jak dla inteligentnych inaczej to jeszcze przy kontakcie z gajdzinem wyciagaja natychmiast karte z obrazkami pysznosci i podanymi cenami. Specjaly wygladaly chyba na roznego rodzaju onigiri czyli ryzu z niespodzinka w srodku. Ku mojemu rozczarowaniu sprzedawca nie posiadal jednak wersji na slodko. Trudno zadowolilam sie wiec ryzem w wersji na slono wybranym zupelnie w ciemno.Gosia byla sprytniejsza, albowiem wziela cos co ewidentnie schodzilo z polek i jej zarcie bylo zdecydowanie lepsze.
Z calym naszym nowym dobytkiem udalysmy sie nad rzeczke i usiadlysmy w czarujacym poblizu brudnego mostu, smietnikow oraz majacych wasnie przerwe w pracy Tokijczykow. Bylo to dosc ciekawe i pouczajace doswiadczenie kultury i secyfiki odpoczywania przez pracownikow, jak mniemm po wygladzie, korporacyjnych czyli biurowych. Pracownicy ci (w przewazajacej wiekszosci mezczyzni) byli calkowiecie pochlonieci wlasnymi telefonami oraz palonymi przez siebie papierosami. Generalnie nie bylysmy swiadkami zadnej rozmowy ani innj interakcji pomiedzy pracownikami raczej tej samej firmy albo firm dzialajacych w tym samym budynku. Doslownie kazdy Tokijczyk byl wpatrzny albo w swoj telefon, ksiazke albo w papierosa. Ta sama regula potwierdza sie wszedzie tj. w metrze, pocigach, hostelach. Japoncycy albo kontempluja swoje telefony, czytaja mangi albo po prostu spia. Wierzcie mi nic innego nie robia. Sa rzeczywiscie troche jak roboty. Jak tylko konczy sie praca i nie musza sie juz szeroko usmiechac do klientow, ich twarze doslownie zamieraja. Nie oznacza to jednak, iz nie sa oni calkowicie niezainteresowani otoczeniem. Zdradzaja pewne oznaki ciekawosci np. kiedy spotykaja obcych sobie Europejczykow ale robia to baaardzo dyskretnie i kiedy mysla, ze nikt (a zwlaszcza obiekt obserwowany) ich nie widzi. Przylapani na goracym uczynku, natychmiastowo uciekaja wzrokiem w bok, zawstydzeni jak mnieman, naglym zorientowaniem sie obiektu.
Po posilku udalysmy sie do przeuroczej malutkiej swiatyni, calkowicie skrytej przed oczyma zwyklych turystow.Takie miejsca sa najpiekniesze bo nieskalane dracymi sie niemilosiernie hordami turystow narodowosci zarowno japonskiej jak i zagranicznej. Z urokliwego miejsca przenioslymy sie do glosnej i kolorowej czesci Akihabary, zawierajacej niezliczone budynki z pietrami wypelnionymi manga, anime, grami i elektronika. W jednym z takich miejsc postanowilysmy zrobic zakupy, w tym celu mozolnie przechodzac kilka zapchanych roznymi gadzetami pieter wielkiego sklepu. W pewnym momencie uwiadomilam sobie, iz za kazdym razem jak wchodze na nowe pietro budynku, bramka na schodach zaczyna niemilosiernie piszczyc. Na jednym z pieter sprzedawca slyszac brzeczenie wyszedl na spotkanie zjodziejaszkowi (czyli mnie) po czym zbaczywszy, iz ma do czynienia z gajdzinem czyli obcym, ufokiem, czmyhnal czym predzej za lade z powrotem.No coz przestraszyl sie konfrontacji z potworem :-) . Na drugim z kolei pietrze, chcac oczyscic swoje dobre imie i dbajac o reputacje gajdzinow, zatrzymalam sprzedawce i bez slowa wyjasnienia zaczelam wypakowywac swoje rzeczy. Oczywiscie nic nie znaleziono pomimo prob zlokalizowania przyczyny dzwieku. Nie byl to ani paszport ani komorka, jak podejrzewal sprzedawca. Milosiernie wskazano mi winde abym bez stresu mogla zjechac na dol nie meczac siebie, sprzedawcow oraz innych klientow podejrzeniami dokonania kradziezy w sklepie z figurkami postaci z anime, bo przeciez bylo co krasc!!Kazdy fan anime by sie dal pokroic za taki asortyment. Coz wydawac by sie moglo, iz uniknieta zostala na szczescie interwencja japonskiej policji.
No wlasnie. Wydawac by sie moglo....
Po wyczerpujacym bieganiu pomiedzy kolorowymi budynkami Akihabary, postanowilysmy odpoczac na kawie i herbatce. Zdesperowne weszlysmy do pobliskiego Starbacksu, unikajac mozolnej wedrowki w poszukiwaniu przytulnej japonskiej knajpki , ktorej w dzielnicy wypelnionj po brzegi elektronika, znalezienie graniczylo z cudem. Przywitaly nas szeroko usmiechniete twarze mlodych sprzedawczyn co chwila klaniajacych sie w pas klientom i dziekujacym im za laskawe przybycie. Usmiech ten nie okazal sie tylko pusta fasada ale szczerym odruchem, o czym przekonal nas dalszy tok wydarzen.
Po dokonaniu zamowienia udalsmy sie na poszukiwanie wolnego miejsca do odpoczynku. Niestety okazalo sie, iz owszem sa dwa wolne krzeselka nie mniej jednak na dwoch krancach sali. Bystra sprzedawczyni w mig pojela nasz problem i bez naszej prosby czym predzej przystapila do dzialan pod tytulem: na ratunek zmeczonym gajdzinkom!!
A mianowicie ku naszemu oslupieniu czym predzej wybiegla ona z lokalu i podeszla do stolika zajmowanego przez jednego spiacego na nim Tokijczyka. Klaniajac sie w pas co chwila, namietnie strala sie wytlumacyc i przekonac spiocha do zmiany miejsca swojego noclegu na bardziej przyjazny dla niego samego i przede wszystkim dla poratowania nas zmeczonych trudami wedrowki. Powiem szczerze. Mina zbudzonego chlopaka byla bezcenna. Zaspanym wzrokiem odszukal sprawczynie swojego nieszczescia i urzeczony naszym wygladem, bez protestu powlokl sie do lokalu,zwalniajac okupowane przez siebie miejsce. Gosia niczym jastrzab dorwala wolny stolik.
Sytuacja ta przywrocila nam mocno nadszarpnieta wiare w japonskie kawiarnie, bowiem wlasciciele rozpieszczeni natlokiem turystow, zaczeli moim skromnym zdaniem, zapominac o zasadach grzecznosci i dobrego wychowania. Wczorajsza wyprawa do Asakusy przekonala nas, iz kawiarenka w slicznej, historycznej dzielnicy, pomimo, iz klimatyczna, nie jest dobrym sposobem na mile spedzenie czasu, kiedy czuje sie czlowiek w niej jak intruz. Ale co tam, przeciez klimakterium to rzecz ludzka i nie omija takze japonskich kobiet. Podsumowujac, niech zyja (nie)japonskie sieciowki!!!!
Po wyprawie do Starbcksa czekala nas jeszcze wizyta w przydworcowym barze i zwiazane z tym bezcenne doswiadczenie w wybieraniu jedzenia przez automat. Prawde mowiac genialny pomysl. Wchodzisz, klikasz zarcie, ktore ci sie podoba, wrzucasz kase do automatu (i to nawet w papierku!) i dostajesz bilecik. Podchodzisz do pani, podajesz i grzecznie czekasz na zamowienie. Proste, szybkie i bezpieczne. Zarowno ani ty ani sprzedawca nie sa narazeni na stres zwiazany z komunikacja z gajdzinem, ktory nie wie co kupic i ile to kosztuje. Brawo japonczycy omedeto!!!!
Potem byl szok, ze bilet kupiony na trzy dni jazdy metrem nie pasuje do bramki. Ale jak to? Przeciez mialysmy nim jezdzic przez bite 3 dni????Oszukali nas!!!!Aha to nie wejscie do metra tylko glupia kolejka. Glupi japonczcy, mogliby lepiej robic oznaczenia dla turystow. Aha bylo oznaczenie, ze to kolej. Nie wazne, przeciez to kurde nie nasza wina nie?
Shibuya. Ahhhhhhi ochhhhh. Cudowne miejsce!!!! Centrum, zgielk i wrzaski mlodych Japonczykow, ktorzy wreszcie pokazali, ze potrafia sie ubrac inaczej niz tylko w garnitur i kostium. No i te neony!Reklamy!Wysokie budynki! Wszedzie pelno kolorow!!!!Czerwony, niebieski, zolty i rozowy!!!!! Ahhhh ile tu ......rozu!!??
O tym, ze rozowy jest ulubionym kolorem Japonczykow poswiece osobny post. Albo nie. Miejsca nie starczy. Napisze o tym ksiazke!
Dobra spadamy z Shibuyi zeby udac sie do rownie rozo... tfu tfu kolorowego Shinjuku.
Ale po drodze najwazniejsze. Toaleta. Nasze marzenie od kilku godzin. Decyzje podejmujemy szybko. Siku robimy po przyjezdzie metrem do Shinjuku. Przyjezdzamy, wchodzimy, yes yes yes w koncu natura bedzie miala swoje ujscie. Gosia wchodzi do swojego przybytku a ja do swojego. Japonskie ubikacje sa zabawne i to prawda ze maja kilka roznych przyciskow. Co prawda nie widzialysmy tych z gatunku naprawde skomplokowanych ....ale w ostatecznosci te rowniez okazaly sie za bardzo skomplikowane.Dla Gosi.
Publiczna toaleta w Japonii nie ma klasycznego sedesu tylko dziure. Jest to cos na ksztalt sedesu z trudnym do zlokalizowania przyciskiem do spuszczania wody. Przez chwile walczylam z pokusa pociagniecia za sprzaczke wystajaca z boku ale w ostatecznosci zrezygnowalam z tego pomyslu, stwierdzajac, ze to nie nie moze byc ten przycisk. Za daleko byl wiec odnalazlam inny, jak sie okazalo wlasciwy. Moja reke dzielily jednak milimetry od rzeczonej "spluczki". Po wyjsciu podeszlam do lustra i umywalki gdzie juz stala Gosia. Zadowolona opowiadala ze przypadkowo, myslac, ze to spluczka, nacisnela ww przycisk. Ja z wrazenia i ze smiechu wyrwalam mydelniczke. Nie minela minuta i stalo sie.....
Do japonskiego kibla WBIEGLA grupa ratunkowo-antyterrorystyczna w postaci policjantow. Z wrzaskiem rzucli sie na okupowane obecnie przez jakas Japonke kabine, krzyczac dajdziobu, dajdziobu, dajdziobu?????!!!!!!!Znam te slowko (dziekuje Pani Aniu) oznacza ono CZY WSZYSTKO W PORZADKU????!!!! Nic sie nie stalo???????!!!!!
Ucieklysmy w 3 sekundy...biegiem. Po drodze malo co sie nie przewrocilam ze smiechu. To byl japonski przycisk bezpieczensta na wypadek zagrozenia zycia i zdrowa uzytkownika publicznego kibla.
Nastepne nowe doswiadczenie. Bezcenne.
Po tym wydrzeniu juz nic nie bylo takie same. Gosia jakos nie dala sie namowic na wciskanie czerwonych guziczkow w wagonie metra. Szkoda. Shimatta....
Shinjuku. Zajebiste. Na pewno tu wrocimy. Ide spac. Kurde juz 4.38 nad ranem a ja pisze :/. Za duzo wrazen.
Rudia czy Ty meliske wzięłaś ze sobą????? Jak tak dalej pójdzie to Ci tabsy grożą po powrocie. Fajnie napisane. I gorąca prośba. Pilnuj Gośki i naciskania przez nią przycisków bo chwila moment a pośle missiles w ruską stronę i będzie dym na Dalekim Wschodzie. Całuski Piter.
OdpowiedzUsuńJa chcę coś różowego, różowy jest obłędnie nieprzystający do poważnego życia :). PS: ale macie przepiękną przygodę. Rób dużo, bardzo dużo zdjęć. Twoje pisanie jest cudne Natala. My siedzimy co wieczór, jak na gorących szpilkach i czekamy na opowieść na dobranoc. Uściskaj Gosię.
OdpowiedzUsuńRudia!!! Twoje posty są lepsze od kabaretu:-))) Razem z Piterem leżymy ze śmiechu:-))) Cała RUDIA!!! My także czekamy co dzień na Wasze Nowe Przygody:-) Dawaj jakieś foty!!! Aaaa i pamiętaj o magnesiku! Jak nie będą mieli to...przywieź lodówkę:_))) AJG
OdpowiedzUsuń