Przybywamy do hostelu w Kioto pozna pora. Naszym oczom ukazuje sie waski i wysoki budynek przypominajacy troche chatke baby Jagi. Pelno tu roznych gadzetow, obrazkow, kolorowych poduszek i innych popierdolek. W trakcie pobytu odkrywamy takze wiele innych nie dziwjacych nas juz rzeczy jak np. rozowe chodniczki, dywaniki, suszarka, prostownica oraz hit dnia rozowy misiek okalajacy deske od kibla. Zreszta kibel ten to nie byle jaki kibel!!! Standardowo jest to kibel z milionem przyciskow. Wyoko rozwinieta rozwinieta technologia ulatwiania defekacji Japonczykow nie przestaje mnie zadziwiac. Do tego stopnia, iz robie dokumentacje fotograficzna z kazdej ciekawego sedesu jaki napotkam na drodze. Jest juz tego troche:p. Podobnie jest z rozowymi rzeczami. Ale wracajac do kibla, nawet nie wiecie jakiej firmy jest to urzadzenie!!! Dla lubiacych wyzwanie oglaszam konkurs! Dla zwyciezcy, ktory poda prawidlowa odpowiedz czeka nagroda! Jeszcze nie wiem jaka ale pomysle:-) . Zatem zapraszam do pisania odpowiedzi w komentarzach do postu :p.
Na progu drzwi wita nas manager tego przybytku, cichy, troche lekliwy i bardzo dziwny Japonczyk. Usmiecha sie do nas szeroko swoim krzywymi i duzymi zebami (jakby chcial nas zjesc?), a z gardla wydobywa sie cichutki i piskliwy glosik. Ubrany jest w kolorowa marynarke a na wlosach spietych w dlugi kucyk, blyszcy jebitnie oczywiscie rozowa gumka do wlosow. To mezczyzna czy kobieta? Zapytuje mnie Gosia. Mezczyzna odpowiadam. Chyba.
Menager oprowadza nas po hostelu i pokazuje nam calkiem sporych rozmiarow pokoik. Prosze nie pytac mnie o lazienke. To byl tani hostel. Bardzo tani.
Jestesmy same w pokoiku i Gosia na krotka chwile dostaje paniki nerwicowej. Jest zmeczona i nie podoba sie jej glowny mieszkaniec hostelu tj dziiiiwny Japonczyk. Na bank nie ma on dziewczyny ani chlopaka, stwierdzamy jednomyslnie. Jest wobec niego bardzo nieufna. Postanawia nosic po Kyoto caly swoj bezcenny dobytek i nie chce sie przekonac do sejfu. Znam sie troche na ludziach (tak mi sie przynajmniej wydaje) i moim zdaniem to troszke czlowiek z odchylkami taki dziwak ale suma sumarum bardzo mily i pomocny. Na szczescie pod koniec podrozy Gosia zmienia o glownym lokatorze zdanie o 180 stopni. Nawet kupuje mu czekoladki (podobnie jak i ja ale o tym pozniej).
Kyoto.
Jest piekne. Nie ma chyba drugiego takiego miasta w Japoni jak to. Ponoc znajduje sie w nim ponad 100 roznych swiatyn. Jest tez zamek i ogrody cesarskie ale to nie dziwi, bowiem Kyoto to druga stolica Japonii (pierwsza byla Nara). Nie ma realnej mozliwosci zwiedzenia tych wszystkich cudow w 3 dni. Ale i tak sporo zobaczylysmy a noc w labiryncie smierci zapamietam do konca mojego zycia.
Komunikacja po Kyoto jest bajecznie prosta. Sa tu tylko dwie glowne linie metra, ktore nie zawsze doprowadza cie do upragnionego celu, dlatego tez wskazane jest poruszanie autobusami. Na poczatek dostajemy od naszego managera mapke z liniami tego srodka transportu. Jest ich mnostwo ale sprytna mapka pokazuje tez najwieksze atrakcje miasta. Trzeba byc inteligentnym inaczej zeby ie w tym pogubic. Autobusy to rzecz warta wspomnienia, bowiem sa one inne niz w Polsce. Tak jak niektore pocigi nie maja one siedzen rzedowych tylko raczej z naprzeciwka siebie. W kazdym znajduje sie telebim wyswietlajacy stacje, nastepna stacje oraz megafon przez, ktory wydobywa sie uprzedniono nagrany uroczy glos Japonki, ktora rowniez zapowiada stacje. Zeby bylo malo kierowca .....tez gada. Zapowiada stacje (rowniez, ilez mozna?) oraz wita wchodzacych i wychodzacych. Brzmi to dosyc kuriozalnie ari&=4blabla ozaimasu, eto ozaimasu, bleble omasu (a powinno byc arigato gozaimasu czyli dziekuje bardzo). Wszyscy oni harcza. Jedni bardziej wyrazniej inni mniej. Ale jednak bez dwoch zdan harcza. Wiadomo nie od dzis, iz Amerykanie to ludzie slabo myslacy. O tym tez sprytni Japonczycy pomysleli, dlatego tez oprocz telebima, gadajacej Japonki i kierowcy autobusa, jest wersja gadajaca po angielsku. Co prawda nie przy kazdym przystanku ale tam gdzie jest jakis zabytek. Japonia to kraj stworzony dla turystow, nawet dla Ameryknow. Platnosc za bilet jest rowniez ciekawa, bowiem kwote uiszcza sie na koncu podrozy kierowcy lub pokazuje sie mu przepustke, bilet wielokrotnego uzytku. My poruszalysmy sie wlasnie takim jedniodniowym biletem.
Kyoto to tez miasto geish oraz maiko. Maiko to mlodsza siostra tej pierwszej a raczej kandydatka na geishe. Z tego co czytalam jest je niezwykle trudno spotkac ale tadam tadam, nam sie to udalo!! Mamy nawet fotki z tymi pieknymi dziewczetami. Sa baaardzo cierpliwe jezeli chodzi o zdjecia. Kiedy zobaczylam je skrecajace w boczna od naszej ulicy uliczke, pedem pobieglam drac sie w nieboglosy sumimaseeeeennnnn foto kudasai!!!!!Nie ma takiej opcji abym sobie odpuscila. I udalo sie. Mamy fotki:-) . Zabawne bylo to, ze natychmiast inni ludzie rzucili sie w pogon i przepychajac sie aparatami. Nie przeszkadzalo im nawet to, ze na czesci tych zdjec bede ja i Gosia:p. To byl moj maly cud w tym przepieknym miescie.
W miescie widac tez bardzo duzo rytualnie ubranych mlodych (i nie tylko mlodych) Japonek i Japonczyk. Chodza w przepieknych kimonach i misternych fryzurach. Przewaznie sa to przyjezdni udajacy sie do swiatyn. Niestety ku mojemu rozczarowaniu czesc z nich okazala sie Chinczykami. Nie mam nic do Chinczykow ale oni na prawde sa wszedzie. Doslownie wszedzie. I nawet chodza w kimonach udajac Japonczykow grrrrrr.
Japonia to tez przede wszystkim jedzenie. Makaron, wszelkie postaci ryzu, mieso (popularne w malych budkach) ale takze zielona herbata. Japonczycy maja hopla na punkcie tego smaku i ja chyba tez dostalm. Jadlam juz lody, ciastka, galaretki, kit kata, czekolade oraz......makaron o smaku zielonej herbaty. Nastepnym smakiem jest pasta z czerwonej fasoli. Mowie wam rewelcja. Dodaja to do kuleczek z ryzu, sa w ciasteczkach, pierozkach. Mmmmm pychota. Podobnie czarny zmielony sezam. Generalnie Japonczycy to lasuchy bowiem duzo jest slodyczy ale jak wiadomo oni nie tyja. To niesprawiedliwe. To sa kosmici.
Zasadniczo wszystko mi tu smakuje. Japonczycy maja bardzo duzo roznych potraw. Ciagle widze cos nowego. Robia oni genialne rosolki i rewelacyjnie lacza rozne wydawaloby sie, ze sprzeczne ze soba smaki. Sosy sa boskie.
Jedyna rzecza na ktora sie nacielam bylo piwo o smaku.......sliwowicy. Ohyda. Bleee nigdy wiecej. Aha no i rybi pudding podany w Tokio jako przystawka do piwa.
Rzecza, ktora najbardziej zapamietam z Kyoto byla niezamierzona noc w swiatyni o niezliczonych korytarzach. Nazwalam ja labiryntem smierci bo wszedzie nam sie wydawalo, ze patrza na nas nagrobki oraz posazki egipskiego Anubisa. Nie da sie opisac tego uczucia. Zgubilysmy sie po niej bladzac wraz z przydroznie spotkana Dunka. Zewszad otaczaly nas pomaranczowe bramy, lampki i tajemnicze posazki. Niesamowite wrazenia. Zdjecia nie oddaja tego klimatu tajemniczosci, boskosci. Po prostu magia.
Tak a potem dowiedzialysmy sie, ze tam grasuja niedzwiedzie......:-)
Zaluje ze nie moglm rozpisac kazdego dnia po kolei ale tyle sie dzieje, a my pozno wracamy. Jest jeszcze wiele rzeczy, o ktorych chcialabym napisac np. o bezzebnym dziadku z autobusu wypytujacym nas o jedzenie, pilke nozna i boyfrendow, o ponownej wpadce z jedzeniem tj. udanie sie do wloskiej knajpki po japonsku, o tym ze Japonczycy sa naprawde pomocni sami z siebie, o wspanialych swiatyniach jakie po kolei widzialysmy i o przygodach jakie mialymy po drodze. To jest niesamowite ale jestesmy juz ponad tydzien w Japonii a ciagle mamy jakies przeboje i cos sie nam przytrafia:-) . Slowem jest bardzo wesolo.
Dzien dzisiejsz tj, sroda 20 maja
Ostatni dzien w Kyoto. Trzeba w koncu zabukowac nocleg w Koyasan. Wczesniej przeciez nie bylo czasu nie? O kurcze nic nie ma??? Jak to!!! Jakim prawem?! To gdzie my mamy jutro spac???Pod mostem?! Houston mamy problem. Duzy roblem Rudia z Gosiaczkiem zostana bezdomnymi i poznaja uroki spania pod japonskim mostem. O sa tu jakies japonskie stronki z noclegami w Koyasanie, na pewno maja wersje angielska.
..........
Pare minut pozniej.
Manager help us kudasai!!!!!! Zembu nihongo de, wakarimasen!!!!!
Co nie ma zadnych wolnych miejsc bo jutro jest swieto i do Koyosan przyjezdzaja mnisi z calej Japonii???? Ogolno japonskie mnichowato-buddyjskie swieto???!!! To nie moze sie odbyc beze mnie i Gosi!!!Nie ma takiej opcji. Ponad 100 swiatyn buddyjskich i mnisi na nas przeciez czekaja! Klikaj w te swoja rozowa klawiaturke meneger i szukaj miejsca dla nas na dwudniowy nocleg. Ok moze tak podzwonisze ze swego kawaii rozowego telefoniku popytasz sie o nocleg? Pieniadze za rozmowe oddam! Yessssss!!!!!!!Wiktoria!! Mamy nocleg w swiatyni!!!Dobrze zapisales nazwe przybytku tym swoim rozowym dlugopisikiem???Ooo i jeszcze mapke wydrukowales dla nas! Arigato gozaimasu manager!!!
Założywszy iż największy japoński producent kibli to odpowiedź nie powodująca aż takiego zaskoczenia obstawiam starego, dobrego i jakże jarego Panasonica :)
OdpowiedzUsuń